1.
W Wielkim Poście, Kościół na różne sposoby pragnie
nam pomóc, abyśmy ten czas przeżywali jak najlepiej, z
pożytkiem dla naszego życia. Czyni to zwłaszcza przez głoszenie Słowa
Bożego, sprawowanie sakramentu pojednania i pokuty, rekolekcje oraz
nabożeństwa. W każdy piątek droga krzyżowa o godz. 17:30 zapraszamy na
nią również dzieci i młodzież a w niedziele o godz. 17:00
nabożeństwo Gorzkich Żali. Ofiary zbierane podczas nabożeństwa
przeznaczone są na kwiaty do „Bożego Grobu”.
2. W przyszłą niedzielę, podczas Gorzkich Żali, nabożeństwo ekspiacyjne za zabijanie nienarodzonych.
3. Również w przyszłą niedzielę, zbiórka do puszek na Krajowy Fundusz Misyjny.
4. W związku z zaleceniem Bp
Ordynariusza związanym z pandemią, nie będziemy organizowali w czasie
Wielkiego Postu wspólnych rekolekcji w kościele. Zachęcamy
jednak do korzystania z bardzo wielu możliwości jakie daje nam
elektronika. Będziemy podawali adresy stron internetowych, audycji
radiowych i telewizyjnych. Dla tych którzy nie posługują się
żadną z tych form, wydrukujemy rekolekcje na piśmie, aby je można było
zabrać w niedziele do domu (jedna konferencja na tydzień do
przeczytania i przemyślenia). Polecamy również „Gościa
Niedzielnego”, który drukuje cykl konferencji
wielkopostnych autorstwa ks. Franciszka Blachnickiego pod tytułem
„Któryś za nasz cierpiał”. Również w
„Gościu” rozmowa z pallotynem ks. Krzysztofem Kralką o tym,
czy chrześcijanie skończą w rezerwacie ?!
5. Przy wyjściu z kościoła
wyłożone zostały „torby miłosierdzia” przypominające nam i
zachęcające do pomagania naszym bliźnim. Również ofiary zbierane
dzisiaj do puszek przeznaczone są na ten sam cel.
6. W związku z prowadzoną akcją
szczepień seniorów, która odbywa się czasami poza
miastem, w różnych miejscowościach i z trudnościami z dojazdem,
chcemy w tym pomóc. Prosimy o zgłoszenie się tu w kościele, lub
telefoniczne, aby ustalić terminy. Dwóch księży w ramach
wielkopostnych zobowiązań i wolnych terminów będzie w ten
sposób próbowało dostać się do nieba...dajmy im taka
możliwość.
7. Zbiórka ministrantów w sobotę 27 lutego o godz 11:00.
8. Zachęcamy do zapisywania
dzieci obchodzących swoje urodziny w marcu oraz wszystkich
jubilatów z tego miesiąca na Mszę św. w ich intencji,
którą odprawimy 7 marca o godz 11:00.
9. Spotkanie dla wszystkich rodziców dzieci przygotowujących się do I Komunii świętej w niedziele 28 lutego o godz 11:00.
10. W tym tygodniu pożegnaliśmy: +Emila Mirskiego (75), +Jana Redlocha (84), +Teresę Herman (88), +Władysława Grucza (71), +Helenę Staniszewską (89), +Alfreda Grosman (77), +Teresę Zwierz (87), +Siostrę Ancillę – Klaryskę (88). Wieczny odpoczynek...
Intencje modlitewne na luty 2021
intencja papieska
|
Śmierć świętego
ardzo dawno temu w dalekim kraju żyło razem trzech mnichów,
którzy opuścili swój klasztor, aby wieść jeszcze bardziej
surowe życie w samotności opuszczonej góry. Spotkali tam
prostego człowieka imieniem Joe, który z trudem utrzymywał się z
małego kawałka ziemi. W swojej prostocie uważał za zaszczyt, że
pozwolono mu usługiwać tak świętym osobom i związał się z nimi jako ich
zakrystianin, kucharz i złota rączka od różnego rodzaju napraw.
Najstarszym z pustelników był Serapion Mistyk, człowiek
modlitwy, który potrafił spędzać siedem godzin dziennie na
kolanach, bez opuszczenia ani jednego dnia. Drugim z kolei był Meliton
Asceta, człowiek umartwienia, który potrafił za jednym razem
pozostawać bez jedzenia przez tydzień. Najmłodszym z nich był Felimon
Ekstatyk, człowiek tak oddany kontemplacji Boga, że często popadał w
długie transy ekstazy, całkowicie niepomny na to, co się dzieje
wokół niego.
Od czasu do czasu zdarzało się, że jakiś zagubiony podróżny
zatrzymywał się w pustelni na noc. Każdy z przybyszów
niezmiennie ulegał wrażeniu świętości trzech mężów i po powrocie
opowiadał w sąsiednich miastach, co widział. Toteż z biegiem czasu
wieść o świętości pustelników rozniosła się szeroko i zaczęła
przyciągać stały napływ pielgrzymów, którzy przybywali
znaleźć tu pocieszenie i zbudowanie się postawą trzech świętych
mężów z gór. Wkrótce trzeba było zbudować jakiś
zajazd, aby zapewnić nocleg wszystkim ludziom. I wtedy różne
talenty i umiejętności Joe okazały się rzeczywiście bardzo przydatne.
Joe nie tylko postawił przestronną gospodę dla pielgrzymów, ale
także umówił się z kupcami z sąsiednich miasteczek, żeby
dostarczali zaopatrzenie do gospody. On sam gotował i podawał posiłki
trzy razy dziennie wygłodzonym gościom, przygotowywał czystą pościel
dla każdego, utrzymywał wszystko w idealnym porządku, a jednocześnie
usługiwał pustelnikom. Joe stał się bardzo zabieganym człowiekiem,
uwijał się od świtu do zmroku, służył wszystkim z uśmiechem i
utrzymywał wszystko we wzorowym porządku.
Jednak trzeba wspomnieć, że Joe miał pewną skazę na charakterze, pewną
słabostkę, która - w jego oczach - czyniła go największym ze
wszystkich grzeszników. Otóż miał słabość do dobrego
wina. Trzeba zauważyć, że nigdy nie był pijany. Skoro jednak musiał
trzymać zapasy tego wyśmienitego napoju dla pielgrzymów, od
czasu do czasu przyjmował zaproszenie na drinka od któregoś z
nich. I przy takich okazjach mógł czasem - o, nie często, może
raz na miesiąc, czy coś takiego - przekroczyć cienką granicę
wstrzemięźliwości i być lekko podchmielony. Nie do tego stopnia
wszakże, żeby to powodowało zaniedbanie obowiązków. Właściwie to
nikt nawet by nie zgadł, że jego policzki były zaczerwienione nie od
wysiłku w pracy, ale od wypitego wina. Ale Joe o tym wiedział. I kiedy
porównywał swoje lekkie uleganie słabości z ascetycznym życiem
swoich trzech mistrzów, zwykł uważać to za straszny grzech,
który mógł być odpokutowany w jakimś stopniu tylko przez
całkowitą służbę swoim współbraciom. Po każdym upadku
następowały łzy skruchy i solenne obietnice zaniechania picia wina do
końca życia.
Niestety, obietnice łatwiej się składa niż się je wypełnia. Joe
potrafił oprzeć się swoim skłonnościom przez kilka dni pełnych męki lub
nawet tygodni, modląc się z wielką gorliwością na osobności w swoim
małym pokoiku na poddaszu gospody. Lecz wkrótce narastało w nim
nieznośne napięcie. Po długich zmaganiach, zazwyczaj pod koniec
wyczerpującego dnia, kiedy rzesze pielgrzymów były
szczególnie męczące, zaczynał czuć jak słabnie jego opór
przeciw pokusie. W takich chwilach pokusa wypicia stawała się tak
przemożna, że Joe nie mógł już dłużej walczyć. A po kilku
kieliszkach niebiańskiego napoju powtarzał się cykl pokutny. Takie było
życie Joe. Bardzo proste, jak prosty był Joe. Można je było zawrzeć w
dwóch zdaniach: Joe kochał każdego i służył każdemu z całego
serca i całej duszy, a z drugiej strony - trochę za bardzo lubił wino.
Tak przedstawiały się sprawy na tej świętej górze
pustelników, kiedy najstarszy z nich - Serapion Mistyk nagle
umarł. Kiedy wieść o tym rozniosła się po okolicy, tłumy natychmiast
zaczęły wołać: "Umarł święty! Umarł święty!". Kiedy Serapion przybył do
bram nieba, trzymając w swoich dłoniach wielki modlitewnik, św. Piotr z
rzeszą świętych i aniołów już czekali na niego, aby go
przywitać. Przyprowadzili go triumfalnie do wielkiego tronu Chrystusa i
przedstawili jako "świętego Serapiona Mistyka". Jezus uśmiechnął się na
to ciepło i przywitał go najbardziej łaskawym gestem prawej ręki. Wtedy
całe niebo zawołało: "Święty! Święty przyszedł po swoąa koronę! Radujmy
się!". Lecz kiedy trąba niebieska zaczęła grać uroczysty hymn, można
było usłyszeć cichy komentarz Jezusa, jakby mówił sam do siebie:
"No, może nie święty, ale w istocie pobożny człowiek".
Tymczasem życie na ziemi toczyło się dalej. Pielgrzymi ciągle tratowali
świętą górę w nadziei otrzymania tu pocieszenia i wsparcia
moralnego od dwóch pozostałych pustelników, a Joe dalej
usługiwał każdemu z całkowitym oddaniem. Przy czym od czasu do czasu
zdarzały mu się wpadki z winem.
Pewnego dnia, po szczególnie długim poście, zmarł Meliton
Asceta. Tłumy natychmiast zawołały: "Wielki święty nie żyje! Wielki
święty nie żyje!". Kiedy Meliton przybył do bram nieba, trzymając w
ręku pustą misę do zupy, podobnie został uroczyście powitany przez św.
Piotra i mieszkańców nieba. Przyprowadzili go do tronu Chrystusa
i przedstawili jako "wielkiego świętego Melitona Ascetę". Jezus
popatrzył na niego z wielką miłością, po czym całe niebo wznosiło
okrzyki: "Wielki święty! Wielki święty przybył po swoją koronę! Radujmy
się!". I ponownie, gdy rozległ się dźwięk trąby, Jezus powiedział do
siebie: "No, może nie święty, ale w istocie pobożny człowiek".
Tymczasem na ziemi śmierć Serapiona Mistyka i Melitona Ascety wcale nie
zmniejszyła napływu pielgrzymów wspinających się na świętą
górę, gdyż na niej wciąż żył trzeci pustelnik, którego
tłumy uważały za największego z tych trzech - Felimon Ekstatyk.
Konkurował on z żarliwością Serapiona do modlitwy i rygorem Melitona w
poszczeniu; co więcej - jego oblicze prawdziwie jaśniało jak u anioła,
kiedy popadał w dłuższą ekstazę. Z pewnością Joe miał trudny czas,
próbując opanować ciekawski tłum, gdyż wielu usiłowało odciąć i
zachować jako relikwie kawałek z habitu mnicha albo nawet włosy z jego
brody, tak wielka była pobożność pielgrzymów.
Lecz nawet Felimon podlegał naszej ludzkiej naturze. I pewnego dnia on
również umarł po szczególnie długiej ekstazie.
Natychmiast tłumy zawołały: "Bardzo wielki święty nie żyje! Bardzo
wielki święty nie żyje!". I kiedy Felimon Ekstatyk przybył do bram
nieba, trzymając w ręku płonącą pochodnię, oczekiwał go cały
dwór niebieski. Natychmiast wprowadzono go uroczyście i z
radością do Chrystusowej wielkiej sali tronowej i przedstawiono jako
"bardzo wielkiego świętego Felimona Ekstatyka". Na to Jezus lekko się
skłonił w najbardziej kurtuazyjny sposób, a całe niebo śpiewało:
"Bardzo wielki święty! Bardzo wielki święty przybył po swoją koronę!
Radujmy się!". Lecz znowu, kiedy trąba zagrzmiała po tych okrzykach,
usłyszano jak Jezus mówił cicho do siebie: "No, może nie święty,
lecz w istocie pobożny człowiek".
Wraz ze śmiercią trzech pustelników nastąpiły wielkie zmiany na
świętej górze. Strumień pielgrzymów wysechł jak ręką
odjął, a Joe został zupełnie sam. Z upływem lat on również
zestarzał się przedwcześnie wskutek nieprzerwanej pracy, którą
wykonywał w służbie pustelnikom i ich wielbicielom, którzy ich
podziwiali. I tak pewnego dnia Joe również umarł. Lecz nikt o
tym nie wiedział, a już nikomu nie przyszło do głowy zawołać: "Umarł
święty!".
Kiedy Joe przybył do bram nieba, nie miał ze sobą ani modlitewnika, ani
pustej misy, ani płonącej pochodni. Nie miał nic w rękach. Oczywiście
nie oczekiwał, że wielki św. Piotr, albo jaki inny święty lub anioł
będzie oczekiwać i witać człowieka, który przez całe życie był
tylko służącym pustelników, i co więcej, który za bardzo
lubił wino. Postanowił więc poczekać na jakąś ważną osobistość; może
udałoby mu się wejść niepostrzeżenie za nim. Lecz właśnie w tym
momencie, bramy same się otworzyły. A w nich stał Chrystus w
porażającym majestacie. Miał ze sobą butelkę najwyborniejszego wina.
Podszedł do Joe i uścisnął go, mówiąc:
- Witaj, umiłowany przyjacielu! Służyłeś mi bardzo dobrze przez
wszystkie te lata. Wypada, abym ja sam, osobiście powitał cię w raju.
Oczywiście aniołowie i święci byli dość zaskoczeni tym wyjątkowym
przyjęciem, kiedy o nim usłyszeli. Ale przecież w końcu tylko Chrystus
potrafi odróżnić człowieka pobożnego od rzeczywistego świętego.
Nil Guillemette SJ